[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie wierzyłem, ale postanowiłem kupić Z notatek legionisty Seweryna Romina,
wydane w 1916 roku w Krakowie z adnotacjÄ…, \e dozwolone przez C. i K. WojennÄ…
KwaterÄ™ PrasowÄ… .
- Za ile? - zapytałem.
- 50 grywien.
CmoknÄ…Å‚em niezadowolony.
- Ale pani nie wie, skąd ona jest? - zauwa\yłem. - 10 grywien.
- Chyba pan \artuje!
- 15 grywien?
- 35 grywien!
- Ma plamy nieznanego pochodzenia i brzegi kartek postrzępione - wskazałem usterki.
- Najwy\ej 15 grywien.
- Nie.
- To dziękuję - powiedziałem i odwróciłem się.
- 25 grywien - usłyszałem.
- Niech stracę - zawróciłem i uśmiechnąłem się. - Wezmę, ale tylko ze względu na pani
urodÄ™.
Ukrainka uśmiechnęła się \yczliwie, ale najbardziej interesowały ją pieniądze.
- Czemu pan się targował? - dziwiła się Helena.
- Bo na targu tak trzeba.
- Ale ona na tym straciła! I to pół ceny!
- Dałem za ksią\kę tyle, ile była dla mnie warta, a ona i tak ma jakiś zysk.
- To fajna ksiÄ…\ka?
- InteresujÄ…ca.
- Zna ją pan i kupił? - Helena nie przestawała się dziwić.
- To prezent dla przyjaciela. Wspomnienia legionisty, wydane w 1916 roku i kupione
na pchlim targu we Lwowie - zaśmiałem się sam do siebie.
Usiedliśmy na tarasie, pod drewnianymi dachami, gdzie obsługiwali kelnerzy ubrani w
stroje narodowe. Zamówiliśmy zupę z baraniny, aromatyczną i po\ywną.
Opowiedziałem Helenie o rozmowie z mnichem.
- Na czym polegał system bankowy Ormian? - poprosiła o wyjaśnienie.
- Je\eli ktoś wybierał się w daleką i być mo\e niebezpieczną podró\, ale w rejonie
działania kupców ormiańskich, mógł skorzystać z ich pomocy - wyjaśniałem. - Koszty
były symboliczne, po prostu nic przy obecnych prowizjach bankowych. Polegało to na
tym, \e klient zostawiał pieniądze w jednym mieście, przeje\d\ał do drugiego i tam u
innego kupca odbierał taką samą kwotę.
- Tak bez telefonów, poczty.
- Tak, wszystko polegało na zaufaniu. W wypadku Franciszka Batury sytuacja była
specyficzna. On we Lwowie odbierał pierwszą część pieniędzy, a drugą miał otrzymać w
Kamieńcu Podolskim.
40
- I wypłacano mu na słowo honoru?
- Musiał okazać specjalny list i podać prawidłowe hasło. Ormianie posługiwali się
szyfrem i zarówno w liście, jak i w haśle była zaszyfrowana kwota do odebrania.
- To on na całej trasie przejazdu korzystał z pomocy Ormian?
- Nie, on tylko pobierał pieniądze wysłane z Konstantynopola.
- Kto je wysłał?
- Henryk Sienkiewicz.
41
ROZDZIAA SZÓSTY
PIERWSZE OGNISKO OBOZOWE * SPACER NAD DNIESTR * AAPIEMY KOZACKI
PODJAZD * AGNIESZKA GONI KOZAKA * ZWIAD DO OBOZU BOHUNA * HELENA
ZMIENIA SI * PIEZC HEJ, WY STRZELCY SICZOWI
Spózniłem się pół godziny, bo niestety urządzenia, które miałem odebrać, były
schowane w magazynie, do którego klucze miał magazynier, a ten poszedł ju\ do domu.
Właściwie tylko udał się w kierunku domu, a po drodze zaszedł do sklepu, gdzie spotkał
kolegów. W większej grupie, po zrobieniu niezbędnych zakupów, zamknęli się w
mieszkaniu kolegi. śona kolegi z dziećmi wyjechała na wieś, więc mę\czyzni mogli w
spokoju oddać się ulubionemu zajęciu, czyli oglądaniu meczu piłki no\nej. To i tak cud,
\e magazyniera odnalazłem w godzinę. Przyczepa z wodą strasznie brzęczała i piszczała
nienaoliwionymi ło\yskami w kołach.
Agnieszka stała oparta o ścianę hotelu i nerwowo tupała nogą. Z lekcewa\eniem
spojrzała na beczkowóz i bez słowa wsiadła do szoferki. Opowiedziałem jej o przyczynie
mojego spóznienia.
- Załatwiłaś swoje sprawy? - zapytałem na koniec.
- Tak - odpowiedziała. - Pojutrze odbierzemy tu leki.
Resztę drogi do obozu odbyliśmy w milczeniu. Była pora kolacji, gdy dojechaliśmy na
miejsce.
- Wodę będziemy brali z ośrodka - wyjaśnił mi ojciec Oliwiusz, gdy z Maćkiem i
Gustlikiem podłączaliśmy przyczepę, agregat prądotwórczy i bojler.
W tym czasie dzieci pod wodzą Kamila i Emila układały stos na ognisko. Po
wieczornym posiłku odczekaliśmy jeszcze godzinę, a\ zacznie się ściemniać i wtedy
rozpoczęliśmy wieczornicę. Prym wodzili ojciec Oliwiusz, Maciek i Gustlik.
Doświadczeni harcerze potrafili nie tylko poprowadzić zabawę, ale i na poczekaniu
wymyślać ró\ne gry. Duchowny z nieznanych nikomu zakamarków wydobywał słodkie
nagrody. Stałem na granicy cienia opierając się o płot.
- Czemu jest tak? - usłyszałem obok siebie głos Agnieszki. Otulała się ciepłym
swetrem i patrzyła na pląsy przy ognisku.
- Jak?
- śe dzieci mogą mieć smutne dzieciństwo...
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć.
- Mo\emy jedynie im pomóc, \eby było lepiej - mruknąłem.
- Popatrz na tę małą - wskazała mo\e dziesięcioletnią dziewczynkę w chustce na
głowie. - To dziecko pracowników elektrowni z Czarnobyla, którzy byli w pracy w
czasie pamiętnej katastrofy. Wolę nawet nie myśleć, ile trzeba w nią pakować chemii,
\eby normalnie się rozwijała.
DotÄ…d zaaferowany sprawami organizacyjnymi i zachowaniem Agnieszki, mniejszÄ…
uwagę zwracałem na dzieci. Dopiero teraz zauwa\yłem, \e Maciek i Gustlik, a potem
Kamil i Emil udający dyskotekowych did\ejów rozbawili dzieci, sprawili, \e na ich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]