[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dziadka, też się nazywał Knut. Ale jakie to ma znaczenie?
- Twoja babcia, matka twego ojca... - powiedział Rikard z naciskiem na każde słowo. -
Twoja babcia wzięła nazwisko po swoim teściu, by ukryć się przed swoim mężem, twoim
dziadkiem, kiedy zaczął się przeobrażać? Czy tak było?
Ellen straszliwie pobladła.
- Tak, to prawda.
Nataniel pochylił się bliżej Ellen.
- To znaczy, że wasze właściwe nazwisko powinno brzmieć Skogsrud, prawda? A twój
ojciec urodził się w tysiąc dziewięćset dziewiątym roku?
Ellen tylko kiwała głową, nie była w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa.
Rikard poderwał się z krzesła.
- Muszę zatelefonować do Andre. Czy macie dzisiaj wolny wieczór? Oboje?
- Właściwie to nie - odparł Nataniel. - Ale mogę się o to postarać.
- Ja też - szepnęła Ellen.
- A twoi rodzice? Zwłaszcza ojciec.
- Nie wiem. Przypuszczam... przypuszczam, że tak. Co...?
Rikard zadzwonił z budki w pobliżu ich stolika. Zostawił drzwi otwarte i podczas
rozmowy patrzył na nich przez cały czas.
- Andre? Możesz zakończyć poszukiwania. Znalezliśmy brakujące ogniwo... Właśnie!
Skogsrud. Ellen Skogsrud, siedzi teraz z Natanielem i ze mną... Tak, wieczorem przyjedziemy
do Lipowej Alei, dobrze by było, żeby wszyscy stawili się w komplecie.
Nataniel odwrócił się do Ellen i z promiennym uśmiechem wyciągnął do niej rękę.
- Witaj wśród Ludzi Lodu!
Spędzili fantastyczny wieczór w Lipowej Alei.
Nataniel, który miał zamiar pojechać do domu zobaczyć się z Christą, zamiast tego
zabrał ją i Abla do Lipowej Alei. Nie zastał żadnego ze swych przyrodnich braci, prawie
wszyscy się pożenili i mieszkali gdzie indziej.
Rikard przywiózł swoją rodzinę, Vinnie i córkę Tovę, nieszczęśnicę, która była
radością i światłem ich życia.
Zebrali się więc wszyscy, była nawet Mari, akurat bowiem przyjechała na tydzień w
odwiedziny z całą swoją liczną rodziną.
Rodzice Ellen z początku bardzo sceptycznie odnosili się do tej wizyty. Nigdy nie
słyszeli o żadnych krewnych noszących nazwisko Ludzie Lodu. Ale z oczu córki bił taki
entuzjazm, że zrozumieli, jak wielkie ma to dla niej znaczenie. Poddali się więc i, wprawdzie
niechętnie, ale założyli wizytowe stroje.
Drogę opisano im dokładnie, ale odnalezienie adresu w plątaninie małych uliczek
Baerum nie należało do najłatwiejszych. Dotarli jednak na miejsce, spóznieni zaledwie o dwie
minuty.
Jakież powitanie ich czekało!
W Lipowej Alei wprost roiło się od wnuków Vetlego Voldena. Przy wjezdzie na
dziedziniec dworu dzieci rozwiesiły girlandy kwiatowe i wielką płachtę z napisem
WITAJCIE. Każdą literę wymalowały innym kolorem, a ponieważ wszystkie dzieci
popełniają zawsze ten sam błąd i nie pamiętają, że żółtego z daleka nie widać, wyglądało to
jak WITACIE. Nikomu jednak to nie przeszkadzało.
Tyle ludzi! Z tyloma trzeba się przywitać! Wszyscy zgromadzili się wokół Ellen i jej
rodziców. Ellen poznała brzydką, starą damę o cudownie łagodnych oczach, która nosiła imię
Benedikte. Z jej synem Andre rozmawiała przez telefon, miał w sobie tyle zapału, a i w
rzeczywistości okazał się równie sympatyczny. Był ojcem Rikarda, a Rikarda przecież dobrze
znała.
Matka Nataniela okazała się doprawdy czarującą osobą. Jak to możliwe, by kobieta
już niemłoda zachowała tak olśniewającą urodę? Był też mężczyzna o imieniu Vetle, jego
żona, Francuzka, miała olbrzymi temperament. Uściskała Ellen i ucałowała w obydwa
policzki. Pani nosząca imię Mali musiała chyba być żoną Andre, uff, nie, Ellen nie mogła ich
wszystkich spamiętać. Rodzeństwo Jonathan, Mari i Karine z małżonkami, Joachim Gard był
mężem Karine, a ponadto przyrodnim bratem Nataniela, to zaczynało robić się coraz bardziej
zawiłe. Ojciec Nataniela, Abel, oj, tyle starszy od swej żony, ale też miły.
Dziewięcioro wnuków Vetlego zlało jej się w jedno. Wyróżniał się spośród nich tylko
najmłodszy, Gabriel, syn Karine. Bratanek Nataniela. Chłopiec o poważnych, mądrych
oczach, które z uwagą obserwowały Ellen.
W salonie Lipowej Alei zebrała się naprawdę wielka gromada ludzi.
Dzieciom pozwolono także wziąć udział w uroczystości, bo nie były już maluchami,
wszystkie skończyły dziesięć lat.
Knut Knutsen Skogsrud był kompletnie oszołomiony. Nie mógł pojąć, że nagle ma tak
wielką rodzinę, i to jaką! Andre jednak wyciągnął drzewo genealogiczne i udowodnił
pokrewieństwo. Tak, Knut potwierdził, że jego nieszczęsny ojciec nosił imię Erling, a dziadek
- Knut. Wiedział nawet, że prababka miała na imię Emma. Wszystko się zgadzało, a Mali z
dumą stwierdziła, że jest jego najbliższą krewną, ona i jej syn Rikard. Ellen i Rikard rzucili
się sobie w objęcia uradowani z odkrycia łączących ich tak bliskich więzów krwi.
Ellen za ich plecami zerkała ukradkiem na tablice genealogiczne, aby stwierdzić, jakie
pokrewieństwo łączy ją z Natanielem... O, chyba sięgało aż XVI wieku!
Bardzo ją to uspokoiło.
Knut opowiedział, że jego stara matka nadal żyje, i cieszył się, że będzie mógł jej o
wszystkim opowiedzieć. Nie pochodziła z rodu Ludzi Lodu, ale z całą pewnością zainteresuje
ją nowina.
- To znaczy, że teraz możemy dodać do naszego nazwiska z Ludzi Lodu ? - spytał
Knut ze śmiechem. Był wysokim, postawnym mężczyzną o nieco nerwowych ruchach. To,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]